powalce,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Dedykowane Pauli.
Dzi
ę
kuj
ę
.
Wiesz za co.
Powoli uspokajam się i wracam do siebie. W płucach czuje to cholerne uczucie
bezdechu. Oddychanie sprawia mi wiele trudności, jednak liczę na to, Ŝe zdołam się do tego
przyzwyczaić. Kiedyś.
- Jesteś cały Jedynka? – głos naleŜy chyba do Carla. A moŜe do Andre?
Sam juŜ nie wiem. Rzucam okiem na mój bok i widzę, Ŝe nieźle dostałem. Co mam
mu odpowiedzieć? śe w tym momencie krwawię jak prosiak? Dopiero po chwili zauwaŜam,
Ŝe trafili teŜ mojego palmtopa. Cudnie po prostu.
- To tylko draśnięcie, dam sobie radę – odpowiadam, starając się, aby mój głos wydawał się
jak najbardziej wiarygodny.
Wyjmuję z plecaka apteczkę i zabieram się za ranę. Zupełnie jak na szkoleniu. Rana
postrzałowa z dziurą wylotową. Znaczy się nie jest, aŜ tak źle. Przemywam obydwie rany
jakimś przeźroczystym płynem, który od razu zaczyna się pienić. Ajś, piecze jak jasna
cholera. Nienawidzę tego pieprzonego płynu. Nie mogli wymyślić czegoś, co nie sprawia
bólu? Jakbym miał go za mało. OtóŜ nie moi drodzy dowódcy. Bólu mam aŜ za duŜo. Jeśli
chcecie to z chęcią podzielę się nim z wami, bo mój organizm zdaje się go produkować w
wyjątkowo obfitych ilościach. Nie jest to tylko cierpienie fizyczne. Wspomnienia takŜe
potrafią ranić. Niektóre z nich twardo trzymają się Twojego umysłu nie pozwalając Ci
normalnie myśleć. Nie dają normalnie funkcjonować. Moje wspomnienia naleŜą do jednych z
tych najgorszych. PoniewaŜ są piękne. Nawet teraz, zakrwawiony, zmęczony i walczący o
przetrwanie nie potrafię przestać myśleć o Niej. O tej Jedynej, dla której warto Ŝyć. Czy
miłość zawsze musi być taka trudna?
- Jedyneczko nie ślamazarz mi się tam, czas chyba ruszać? – tym razem z łatwością
rozpoznaję, Ŝe głos naleŜy do Andre.
Najchętniej rozprułbym mu teraz gardło. Nie wiesz skurwysynu, Ŝe nieładnie jest
przerywać czyjeś przemyślenia?
No cóŜ, mus to mus. Kolejny raz rozpoczynamy wędrówkę. Zaczyna mnie juŜ to
wszystko męczyć. Ta powtarzalność … to ona sprawia, Ŝe jest jeszcze gorzej. Niby krajobraz
nieustannie się zmienia, ale dla mnie pozostaje to wciąŜ punktowa dŜungla. Nie potrafię
inaczej patrzyć.
Idziemy juŜ kilka dobrych godzin, zaczyna się powoli ściemniać. Gdzieś na
horyzoncie widać pewnie przepiękny zachód słońca, z tymi wszystkimi promieniami
delikatnie przebijającymi się przez chmury i z niebem cudnie upstrzonym kolorami. Być
moŜe gdzieś tam, daleko stąd jakaś piękna kobieta wpatruje się w zachód słońca pogrąŜona w
myślach. Być moŜe tą piękną kobietą jest Ona – Betty. Bo miłość polega na patrzeniu w tym
samym kierunku? Nawet nie pamiętam, gdzie to przeczytałem. Minęły tysiące lat, od kiedy
czytałem coś innego od tego pieprzonego Ŝargonu wojskowego. Nie miałem czasu się po
prostu zatrzymać i zastanowić nad tym wszystkim, dogłębnie przemyśleć. Myślenie przynosi
wątpliwości. Wątpliwości rodzą niepewność. A w tej robocie kaŜda chwila zawahania moŜe
przynieść śmierć. Dlatego uczą nas działać jak automaty. Bez uczuć. Mówią, Ŝe na myślenie
przyjdzie czas później. A czasu nigdy nie ma, juŜ oni się o to starają. Czy potrzebowałem tak
radykalnych sytuacji w moim Ŝyciu, aby odzyskać zdolność konstruktywnego myślenia?
- Eva rozbijamy tutaj obóz – mówi Andre władczym tonem
Nosz on to ma psiamać zdolność do przerywania mi w najlepszym momencie. Trudno.
Zaczynamy krzątaninę w celu utworzenia chociaŜby prowizorycznego obozu. UwaŜnie
oglądamy okolicę. W nocy moŜe się to okazać zbawienne. Same zmysły nie wystarczają, w
nocy potrafią być zgubne. Bez noktowizorów jesteśmy często bezuŜyteczni. Oczywiście
kaŜdy z nas przeszedł jakiś trening, jednak wolimy się upewnić, Ŝe wszystko pójdzie dobrze,
Ŝe nie będzie Ŝadnych problemów. Dlatego obchodzimy kilkakrotnie „obóz” wokoło.
Przyglądamy się kaŜdemu drzewu, kaŜdej roślince. W nocy będą starały się wyglądać
zupełnie inaczej, ale wtedy nasza pamięć przywróci im normalne kształty.
- Evciu, – ironiczny ton Carla doprowadza mnie do furii – którą chcesz wartę?
CięŜkie pytanie. Od niego moŜe zaleŜeć moje Ŝycie. Ale nie mam zbyt duŜo czasu na
zastanowienie się, nie mogę pokazywać, Ŝe waham się.
- Wezmę drugą – mój beznamiętny ton jest niemal doskonały. Jestem z niego niesamowicie
zadowolony.
Dlaczego wybrałem drugą wartę? CóŜ, twierdzą, Ŝe jest najcięŜszą. Nie wyspałeś się
jeszcze na tyle, abyś był wypoczęty, dopiero co się obudziłeś, a musisz zaczynać wartę. No i
dochodzi do tego jeszcze to, Ŝe po skończonej warcie będziesz musiał spróbować zasnać, aby
wypocząć jako tako. Dlatego właśnie wybrałem drugą wartę. Muszę im pokazać, Ŝe jestem
twardy i mam jeszcze duŜo sił.
- Twardziel, co? Dobra ja wezmę pierwszą, procedura standardowa. – Carl dalej wydaje się
być pewny siebie, pomimo mojego pokazu siły.
Standardowa procedura, taaaaaa. Znaczy, Ŝe obudzisz mnie jak skończysz wartować?
O nie kwiatuszku. Na to nie pozwolę. Nie będziesz zmuszony mnie budzić. Po prostu nie
zasnę. Pomimo całego zmęczenia, okropnego bólu, nieustannie towarzyszącego mi, nie zasnę.
Bo tak postanawiam i tak będzie. Nazywam to wolą sprawczą. Wystarczy, Ŝe coś sobie
wmówisz, a zdaje się to skutkować. Tylko nie myśl o tym nigdy więcej, po prostu sobie
wmów i koniec. Myślenie zdaje się zabijać wolę sprawczą.
Jemy kolację. O dziwo nawet mi smakuje. Idealnie dobrane wartości odŜywcze nie
zostały pozbawione smaku w długim procesie przystosowywania tych posiłków dla potrzeb
armii. Z drugiej strony, jak moŜna by było jeść gumowe, bezsmakowe coś, co nie
przypominałoby Ŝadnej ze znanych potraw?
Wszystko odbywa się bez słów. Milczymy nie mając nic ciekawego do powiedzenia.
Jednak z tego milczenia moŜna wywnioskować więcej niŜ z pustych słów. To w tym, co
niedopowiedziane zawsze odnajdziesz prawdę. Trzeba jej tylko dobrze poszukać.
Kończymy nasz skromny posiłek i udajemy się na odpoczynek. Jak podejrzewam
Andre spokojnie sobie zaśnie, jednak ja nie dysponuję takim udogodnieniem. Kładę się na
prowizoryczny kocyk i zagłębiam się w swoje myśli.
Cisza … to ona zabija. Zostawia Cię sam na sam z Twoimi myślami. Czasami nie
jesteś w stanie przebić się przez ich natłok. Bywają takie sytuację, w których nie dasz rady
sam sobie z nimi poradzić. Ich fala zalewa Twój umysł, a Ty poddajesz się ich natłokowi.
Myślisz, po prostu myślisz. O wszystkim. Zdawałoby się, Ŝe o oczywistych rzeczach. Jednak
myśli zwolnione z łańcucha racjonalnego myślenia potrafią się wymykać spod kontroli.
Wykrzywiać i wypaczać. Wszystko wspak. Nie dostrzegasz wtedy oczywistych rzeczy. Coraz
bardziej zagłębiasz się w otchłań swoich myśli. PogrąŜasz się. Wszystko dąŜy do punktu
kulminacyjnego. Masz tylko dwie ścieŜki. Nie ma innych. Wystarczy impuls, drobnostka, aby
obrać którąś ze ścieŜek. Ale nie zawsze sam dasz radę wybrać tą właściwą, tą nieprowadząca
do bólu i cierpienia. Nieprowadząca do samozagłady. Czasami potrzebna jest inna osoba. To
ona wyrywa Cię z tego stanu otępienia. I nie trzeba duŜo. Jedno słowo, jeden gest wystarczy.
- Wstawaj Eva, Twoja kolej. – Carl lekko szarpie mnie za ramię
Dziś Carl jest moim wybawicielem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]